Patron szkoły

 

 

ketrzynskiWojciech Kętrzyński pochodził ze zubożałej szlacheckiej rodziny polskiej, osiadłej co najmniej od XVI wieku na Kaszubach. Jego dziad, również Wojciech, był gorliwym "Polonusem". Z dumą obnosił sygnet rodowy, ubierał się w narodowy strój polski, dbał, by dzieci mówiły poprawnie po polsku i znały historię ziemi ojczystej. Gdy zaraz po rozbiorach Polski władze pruskie rozpoczęły germanizację włączonych ziem, on demonstracyjnie podkreślał swój patriotyzm. Władze narzuciły mu, jak to pospolicie bywało, niemieckie nazwisko von Winkler, przypisując go tym samym do niemieckiej szlachty tego nazwiska, podówczas już wymarłej. Dziadek Kętrzyńskiego tego nazwiska nigdy nie używał i dzieci swe zapisał w księgach parafialnych pod dawnym, polskim nazwiskiem. Prusacy poradzili sobie jednak szybko. Po jego śmierci zażądali od nieletnich spadkobierców spłaty długów państwowych w niewiarygodnie krótkim terminie. Było to oczywiście niemożliwością. Mająteczek Kętrzyńskich został sprzedany. Ojciec i stryjowie Kętrzyńskiego, pozbawieni w ten sposób środków do życia, okazali się mniej bohaterscy. Wstąpili do wojska pruskiego i tam używali nazwiska von Winkler, sądząc, że to ułatwi im karierę. Czy zaś tak zrządził przypadek, czy też decydowała o tym chęć wkupienia się w środowisko niemieckie, wszyscy pożenili się z Niemkami. W rodzinie Winklerów zaczęto mówić wyłącznie po niemiecku, dzieci wychowano na pruskich patriotów. Tak więc jako Niemiec i jako Adalbert von Winkler przyszedł 11 lipca 1838 roku na świat Wojciech Kętrzyński. Historia jego rodziny było typowa dla wielu rodzin polskich zaboru pruskiego. Urząd narzucał im niemieckie nazwiska, wychowanie i szkoła przyzwyczajały do języka niemieckiego, służba wojskowa dopełniała dzieła germanizacji. Ucisk gospodarczy uniemożliwiał opór. A jednak mimo to setki tysięcy Mazurów, Warmiaków, Kaszubów, Pomorzan i Ślązaków przez wieki niewoli zachowały polską mowę i polskie zwyczaje. Ojciec Wojciecha Kętrzyńskiego, przeniesiony zgodnie z wymaganiami służby na Mazury, spędził ostatnich 10 lat życia w Lecu, dzisiejszym Giżycku. Tam też urodziło się oboje jego dzieci.
Adalbert Winkler był chłopcem zdolnym i wrażliwym. Mimo parokrotnej zmiany szkół i przerw w nauce uczył się bardzo dobrze. W progimnazjum leckim ukończył 5-letni kurs w półtora roku. Szczególnie pociągały go nauki humanistyczne. Pierwszy wiersz napisał w 7 roku życia. W Poczdamie stworzył kilkadziesiąt wierszy, które później spalił oceniając je jako dziecinne. W Rastemborku pod wpływem literatury klasycznej, szczególnie Anakreonta, oraz współczesnej poezji niemieckiej jego talent literacki wspaniale się rozwinął. Napisał kilkadziesiąt wierszy przepojonych gorącą radością życia i marzycielsko rewolucyjnym idealizmem. Były to lata 50-te XIX stulecia. Po ciosach zadanych carowi w wojnie krymskiej odżyły na nowo nadzieja pogrzebane z klęską rewolucji 1848 roku. Rozpoczął się nowy etap walk narodowowyzwoleńczych, rozwijała się konspiracja, ruszyły do boju Włochy i Szwecja. Echa tych wypadków złączone z bliskimi jeszcze przecież echami Wiosny Ludów 18-letni poeta wielbił bohaterów Wolności i rzucał gromy na tyranów. Bolał nad klęską rewolucji. Wiara w siły mas ludowych stała się poetyckim credo młodego Adalberta Winklera. Niemcy były wówczas ujarzmione przez "święte przymierze" kilkudziesięciu królów i książąt traktujących swoje terytoria jak folwarki, depczących prawa ludzkie i prawa narodów. Siły postępowe w Niemczech walczyły o zjednoczenie ojczyzny i uwolnienie jej z pęt tyranii. Te sama siły, które dławiły Niemcy, dokonały morderstwa na narodzie polskim. Dlatego prawdziwie i szczerze rewolucyjna literatura niemiecka pełna była wyrazów sympatii dla Polski i uznania dla jej bohaterskiej walki o wolność. W roku 1848, podczas Wiosny Ludów, barykady Berlina przedzieliły wrogów i przyjaciół narodu polskiego. Rewolucjoniści niemieccy wyzwolili polskich więźniów Moabitów i w powodzi kwiatów i sztandarów poprowadzili ich triumfalnie na wolność. Zwycięska reakcja wytoczyła armaty przeciw polskim siłom wyzwoleńczym we Wrześni i w Miłosławiu. Parlament Rzeszy, sankcjonując rozbiór tzw. Księstwa Poznańskiego. W takim klimacie ideowym żył, tą atmosferą oddychał piszący swe pierwsze wiersze, gdzieś w Lecu i Rastemborku młody, kochający Wolność i Muzy, Adalbert von Winkler. Od swych duchowych nauczycieli uczył się pogardy dla ucisku, nienawiści dla tyranii, oddania dla sprawy ludu, miłości dla Polski, dla kraju, którego wyzwolenie było sprawą honoru wszystkich demokratów europejskich. W roku 1856 Adalbert Winkler otrzymał list od siostry. Miałam niedawno w rękach papiery po ojcu i przekonałam się, że ojciec był Polakiem, że mamy polskie nazwisko, że więc i my nie jesteśmy Niemcami, lecz Polakami. Po przeczytaniu listu siostry "stwierdzał po latach" zaszedł nagle przewrót w umyśle moim i w mym sercu; przypomniałem sobie znów swoje polskie nazwisko, opowiadania ojca i jego życzenie, abym się nauczył po polsku, jednym słowem uczyłem, że jestem Polakiem.
Po ukończeniu gimnazjum w Rastemborku Kętrzyński studiował, począwszy od roku 1859, historię na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Królewieckiego, gdzie był między innymi uczniem wybitnego znawcy średniowiecza, Wilhelma Giesebrechta. Przez pierwsze lata studenckie towarzyszyła Kętrzyńskiemu dotkliwa bieda. Często głodował. Zawsze był bez pieniędzy. Tylko pomoc przyjaciół i profesorów pozwoliła mu przebrnąć przez trudny okres. Później otrzymał mieszkanie i płatne korepetycje u kupca Bernarda Löwinsohna, który serdecznie zaopiekował się młodzieńcem i udzielał mu pomocy finansowej nawet wtedy, gdy jego korepetycje nie były już potrzebne. W Królewcu Kętrzyński nadal ćwiczył się w języku polskim. Kupił sobie wiele książek polskich, między innymi dzieła Mickiewicza i Słowackiego.
ketrzynski2Pierwszy kontakt z wyidealizowaną Polską był może rozczarowaniem dla egzaltowanego młodzieńca. Kętrzyński skarżył się w jednym ze swych wierszy, że czuł się jak obcy na ojczystej ziemi. Ale wkrótce lody zostały przełamane. Zadzierzgnięte wtedy więzy przyjaźni przetrwały lata. U swych kuzynów spotkał po raz pierwszy jedyną wielką miłość swego życia, późniejszą swą żonę Wincentynę.
Latem 1862 r. na zaproszenie ciotki bawił 2 miesiące w Warszawie i był świadkiem wspaniałych manifestacji patriotycznych, poprzedzających powstanie styczniowe. Gdy tylko rozległy się pierwsze strzały, w zachodniej Europie koła radykalne rozwinęły akcję solidarności z walczącym narodem polskim, organizując wiece, na których uchwalano rezolucje wielbiące bohaterstwa powstańców i piętnujące krwawych siepaczy carskich. Ruchem pomocy dla powstania kierowała tam tajna organizacja, która dla zmylenia pruskiej policji wykorzystywała agendy polskiej firmy handlowej w Królewcu, należącej do braci Chotomskich. Do organizacji tej należał także Wojciech Kętrzyński. W czerwcu 1863 r. wysłano go za urzędowym paszportem do Wilna, do dowództwa powstania na Litwie. Przy nawiązaniu kontaktu z oddziałem powstańczym na Kurpiach Kętrzyński omal nie dostał się do niewoli. Oficer graniczny, Niemiec, sympatyzował z powstańcami. Do organizacji konspiracyjnej wkradł się prowokator pracujący dla pruskiej policji. Aresztowanych zatrzymano w Górnej Bramie w Olsztynie. Po 5 dniach odbyła się sprawa sądowa. Współtowarzysz Kętrzyńskiego, Leopold Różycki, wziął całą winę na siebie. Sąd olsztyński uznał, że powstanie jest skierowane przeciwko Rosji, a nie przeciw Prusom, wobec czego oskarżenie aresztowanych o zdradę stanu nie ma podstaw. Po latach Kętrzyński pisał, że został wkrótce potem aresztowany w Królewcu. Przez wyrok Kętrzyński otrzymał rządowy patent na Polaka. Władze szkolne uniemożliwiały mu uzyskanie posady na ziemiach polskich zaboru pruskiego. Podróżował po miastach i wsiach Pomorza i odnajdywał dokumenty i archiwa od dawna uważane za bezpowrotne zaginione. Pracą tą zwrócił na siebie uwagę znanego mecenasa, magnata wielkopolskiego Jana Działyńskiego. Pod koniec 1868 r. zaangażował on Kętrzyńskiego na stanowisko bibliotekarza w Kórniku.Zdawało się, że po burzach młodości Kętrzyński znalazł cichą przystań dla spokojnej, mrówczej pracy naukowej, która pasjonowała go coraz bardziej.
Twórcą sławnej Biblioteki Kórnickiej był Tytus Działyński, który zmarł w 1861 r. Ale tradycja zatrudniania uczonych, politycznie "skompromitowanych", w Kórniku nie wygasła i dzięki temu Kętrzyński mógł tam przez półtora roku porządkować zbiory i przygotowywać do druku Acta Tomiciana.Dorobek naukowy Kętrzyńskiego był już wówczas tak poważny, że wydawało się, iż karierę uczonego ma zapewnioną. W lutym 1869 r. Towarzystwo Historyczno-Literackie w Paryżu powołało go na członka, jesienią tego roku wysunięto jego kandydaturę na stanowisko profesora historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jednakże kandydatura ta spotkała się z oporem konserwatorów. Przez 6 lat zgłaszano kandydaturę Kętrzyńskiego na katedrę uniwersytecką. Każdego roku bezskutecznie. W roku 1876 Kętrzyńskiego powołano na stanowisko dyrektora Zakładu imienia Ossolińskich. Dziś nikt by nie uznał stanowiska tego za mało znaczące. Ale pamiętajmy, że to właśnie dzięki prawie półwiekowej pracy Kętrzyńskiego Zakład Narodowy im. Ossolińskich stał się ogromną skarbnicą bezcennych zbiorów, wielkim ośrodkiem pracy naukowej, potężną kuźnicą kultury polskiej.W Ossolineum Kętrzyński pracował do śmierci.
Wielka praca Wojciecha Kętrzyńskiego weszła do polskiego dorobku naukowego jednocześnie w kilku dziedzinach. W wędrówkach po zapomnianych archiwach, po strychach dworów i kościołów, Kętrzyński odnalazł ogromną ilość dokumentów o nieocenionej wartości i uratował je dla nauki. Drugą "obok źródłoznawstwa średniowiecznego" dziedziną pracy, która zaprzątała umysł Kętrzyńskiego od ukazania się młodzieńczych Die Lygier aż po ostatnie lata długiego życia, było zagadnienie najdawniejszych dziejów Słowian. Trzecim tytułem trwałej zasługi, dzięki któremu wliczyć trzeba Kętrzyńskiego do pocztu wielkich Polaków, były jego prace nad historią Pomorza i Pojezierza Mazurskiego. Kętrzyński był prawdziwym pogromcą niemieckich fałszerzy historii. Gdy jeden z takich fałszerzy, doktor Plehn, w swej książce stwierdził, że ziemie krzyżackie stanowiły urdeutsches Land, Kętrzyński punkt po punkcie obalił dowody Plehna.Cierpliwie, drogą żmudnych, długoletnich badań Kętrzyński odszukiwał dokumenty założenia wsi, ustalał nazwiska ich założycieli " sołtysów i mieszkańców i pierwotne nazwy najczęściej używane potocznie przez chłopów aż po czasy nam bliskie. W opisach przeszłości Kętrzyński stale podkreślał znacznie spraw i stosunków gospodarczych. Dzięki temu rozszyfrował niejeden fałsz historyczny.Kętrzyński protestował przeciw przenoszeniu wstecz pojęć współczesnych. Świadomość narodowa, nacjonalizm " to dzieci późniejszych epok. Nie można ich przypisywać Krzyżakom. Historycy sprowadzający istotę konfliktu polsko-krzyżackiego do starcia dwu narodowości rzekomo w każdych warunkach nieodmiennie wrogich, błądzili, bo bagatelizowali różnice między stosunkami gospodarczymi, społecznymi czy kulturalnymi różnych epok. Kętrzyński demaskował postępy, fałszerstwa i okrucieństwa Krzyżaków. Tłumaczył je jednak ogólnym znamieniem owych czasów, a nie duchem narodu niemieckiego, zaborczością rasy germańskiej czy tp. Koncepcje tego rodzaju krytycznemu umysłowi Kętrzyńskiego były najzupełniej obce.
Powszechne jest mniemanie, że Kętrzyński był uczonym wybitnym, ale człowiekiem nudnym, pracowitym molem bibliotecznym, pedantem nie widzącym świata poza swoją specjalnością. Opinia ta wytworzyła się już w bieżącym stuleciu, gdy Kętrzyński był schorowanym na serce, gdy przeczuwając bliską śmierć podporządkował dziełu swego życia inne sprawy i zainteresowania. W pamięci potomności utrwalił się tylko obraz starego Kętrzyńskiego. Tymczasem przez lata młodości i wieku męskiego był on człowiekiem zupełnie innego pokroju. Wszechstronnie wykształcony i oczytany, interesował się żywo zagadnieniami chwili i zabierał głos w sprawach obchodzących ogół. Nie brakło mu wtedy humoru i dowcipów. Nie stronił od ludzi. W dziełach historycznych, istotnie pisanych zawile i nieco schematycznych, szło mu głównie o uzasadnienie swych tez ogromną ilością dowodów. Jasność i przejrzystość wykładu musiały na tym ucierpieć. W publicystyce jednak, nie mówiąc już o młodzieńczych poezjach, potrafił swą myśl wyrażać w sposób i efektownych. W czasie gdy w gimnazjum rastemborskim Kętrzyński przeżywał swój dramat narodowego odrodzenia, sytuacja na Mazurach nie przedstawiała się wesoło. Kętrzyński opisywał, jak to mazurska szlachcianka uznał za zniewagę sobie wyrządzoną, że Kętrzyński rozmawiał z nią po polsku. Kętrzyński widział, że wtedy gdy obszarnicy i kupcy, księża i nauczyciele, karczmarze i młynarze dla zysków i kariery, dla orderów i urzędów, dla koncesji rządowych i pożyczek państwowych, dla wkupienia się w środowisko pruskiej elity społecznej w haniebny sposób wyrzekali się mowy ojczystej, tylko prosty lud " chłopi, rzemieślnicy i robotnicy " był jej ciągle wierny. Jednakże świadomość narodowa ludu mazurskiego była także bardzo słaba. Chłop tutejszy nazywał siebie Mazurem, wiedział nadto, że jest ewangelikiem, że mówi "po naszemu", za Polaka się nie uważał, gdyż poza określeniem przynależności społecznej, religijnej i regionalnej innej już (jak niegdyś też i chłopi innych dzielnic polskich) nie potrzebował. Gdy w pierwszej połowie XIX wieku władze pruskie chciały wyrugować ze szkółnasz" język, chłop mazurski uznał to za gwałt i zbrodnię i dzięki temu udało się wówczas Gustawowi Gizewiuszowi i Krzysztofowi Celestynowi Mrongowiuszowi zorganizować akcję protestacyjną. W roku 1855 gromadka wiernych uczniów odprowadziła na miejsce wiecznego spoczynku na cmentarzu gdańskim Krzysztofa Celestyna Mrongowiusza. Współtowarzysze walki Gizewiusza i Mrongowiusza rozproszyli się i zamilkli. Ze strony głównych polskich ośrodków myśli politycznej Mazurzy nie otrzymali pomocy. Żyły one wówczas jeszcze ideami Polski przedrozbiorowej, Polski szlacheckiej. Polityka germanizacyjna na Mazurach, po ciosach zadanych jej przez Gizewiusza i Mrongowiusza, uległa zasadniczym zmianom. Brutalny nacisk zastąpiono metodami bardziej przemyślanymi i perfidnymi. Kętrzyński podkreślał, iż nie wolno lekceważyć tego, że Mazury od innych dzielnic polskich przez wieki oddzielone były granicą państwową. Inna tam była struktura społeczna, inne prawa, inny krój pisma, inne wyznanie, inni rządzili królowie, winnych wojnach rekrut mazurski brał udział.Kętrzyński stwierdzał, że wielu Mazurów nie ma serca. I dlatego żądał, aby zaznajamiać Mazurów z wiedzą o Polsce, o jej historii, o jej kulturze. Podkreślał, że należy popularyzować wśród ludu mazurskiego prawdę o jej pochodzeniu, o jej dawnych związkach z macierzą, o jej współczesnej kulturze ludowej, jakże pięknej i jakże polskiej. Trud podejmowany przez Kętrzyńskiego był iście ogromny. Bo choć rodzinne Mazury obchodziły go najbardziej, to przecież nieobce mu były sprawy i Warmii, i Kaszub, i Śląska. Dla realizacji swego programu odrodzenia narodowego Mazurów stworzył Tajny Komitet Pomocy Mazurom. Jednakże program ten nie znalazł w społeczeństwie polskim dostatecznego poparcia. Kętrzyński podkreślał decydującą rolę mas ludowych w kształtowaniu losów polskich ziem zachodnich i północnych. Akcji wydawniczej na Mazurach poświęcał Kętrzyński najwięcej uwagi. Ale podejmował i inne formy działalności politycznej. Kilkakrotnie odwiedzał Mazury. A choć cel tych podróży musiał być okryty tajemnicą lub też motywowany względami rodzinnymi, to chyba jednak rację mieli urzędnicy pruscy, gdy określali te podróże jako propagandowe. Był bacznym obserwatorem życia mazurskiego. Zapisywał pieśni i obyczaje mazurskie. Cieszył się z każdego dowodu przywiązania ludu do mowy polskiej.
 

Ostatnie lata burzliwego żywota były pogodne. Długoletnią pracą dobił się Kętrzyński zupełnej niezależności materialnej, a nawet pewnego dorobku. Zaszczyty, których mu skąpiono przed laty, spadały nań ze wszech stron. Towarzystwa naukowe w Krakowie, w Poznaniu, we Lwowie, w Wilnie, w Petersburgu, w Moskwie, w Paryżu, w Tylży, ba, nawet niektóre niemieckie towarzystwa historyczne powołały go na swego członka, sprawiedliwie uznając jego wielki wkład do nauki. Jego syn, Stanisław, łatwo zdobył wysoką pozycję w społeczeństwie polskim. Uzyskał katedrę uniwersytecką, której staremu Kętrzyńskiemu dać nie chciano czy nie odważono się. Wojciech Kętrzyński cieszył się i z powszechnego uznania, z jakim się spotkał, i z sukcesów syna. Radością napawały go także wypadki polityczne, zwiastujące bliski wymarzony dzień niepodległości Polski.

Z działalności społecznej i politycznej wycofał się na starość zupełnie. W pamięci współpracowników i uczniów pozostał tylko jako dyrektor, jako Bóg-Ojciec Ossolineum, jak go nazywano.
Kętrzyński wycofał się też na starość całkiem z życia towarzyskiego. Przez długie lata nigdzie nie bywał, nigdzie nie wyjeżdżał. Ksiądz Fijałek, z którym ściśle współpracował na polu naukowym (nazywał go kszędzem, mówił też kszążki a nie książki, bo twardy akcent pozostał mu na całe życie), zachęcał go do przejścia na katolicyzm. Te "jak on określał" polowanie na duszę długo były bezskuteczne. Kętrzyński kategorycznie odmawiał. Masz jeszcze ksiądz czas "żartował" ja jeszcze nie umieram. Pod koniec 1917 roku pośliznął się na gołoledzi ulicznej i złamał nogę w biodrze. Liczył już wówczas prawie osiemdziesiąt lat, wiedział, że na wyleczenie nie ma widoków. Wówczas zgodził się na zmianę wyznania. Chciał być pochowany obok swej żony, na tym samym cmentarzu. 
Zmarł 15 stycznia 1918 roku we Lwowie.

Opracowanie: Joanna Hartwig (kl. IIe - 2000/01)